|
Michael Ballack Miejsce dla fanów najwspanialszego piłkarza na świecie Michaela Ballacka |
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Jennifer(El Capitano)
Wierny dyskutant
Dołączył: 05 Maj 2007
Posty: 902
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 17:23, 05 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
zzz
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jennifer(El Capitano) dnia Sob 15:21, 25 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
kell
Forumowy kot
Dołączył: 27 Cze 2008
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z nienacka. ; P
|
Wysłany: Sob 17:38, 05 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
biedna?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tusia
Ballackowa obsesja
Dołączył: 27 Lip 2006
Posty: 2298
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Terytorium Zamorskie Boolbagoorou (52 stan)
|
Wysłany: Sob 20:45, 05 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
stracić go to musi byc koszmar...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
SariMari
Prawdziwy fan
Dołączył: 31 Maj 2007
Posty: 1885
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: niedaleko Bydgoszczy
|
Wysłany: Nie 12:24, 06 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
To może więcej nic nie powiem bo wyjdzie jeszcze że jestem adwokatem Simone Ja próbuje ją troszeczkę obronić ale widzę że nie podołam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jennifer(El Capitano)
Wierny dyskutant
Dołączył: 05 Maj 2007
Posty: 902
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 14:21, 06 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
zzz
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jennifer(El Capitano) dnia Sob 15:21, 25 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
SariMari
Prawdziwy fan
Dołączył: 31 Maj 2007
Posty: 1885
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: niedaleko Bydgoszczy
|
Wysłany: Nie 19:57, 06 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Ale jakby Michaela straciła to przyznaj stałaby jej się wielka krzywda Pewnie że teraz jest szczęśliwa choć mnie na jej miejscu złe słowa też by bolały Nieważne czy ma Michaela czy nie krytyka ludzi boli zawsze
Więc postawiłam się w jej sytuacji Ma Michaela potem go traci Nawet jeśli to ma miejsce tylko w opowiadaniu Martiny Pomyśl co ona może wtedy czuć!!!
Ale to tylko opowiadanie...
A ja tak żartowałam Nie oburzaj się tak!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martina Berdych
Pomocnik
Dołączył: 27 Maj 2008
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany: Pon 12:51, 07 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Nie wiedziałam, że moje opowiadanie wzbudzi taką dyskusję...
To jest dla mnie bardzo miłe i zachęca mnie do dalszego pisania....
Już dziś będzie dalszy ciąg...
Przygotujcie się na potężną dawkę czytania...
Acha, Rafa Nadal też się w nim pojawi...
Na razie tylko jako osoba trzecia, ale w załączniku do tego opowiadania, który zamierzam potem napisać, zagra główną rolę...
Nie mam gdzie go opublikować, więc zrobię to tutaj....
W końcu jest częścią głównego opowiadania....
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Martina Berdych dnia Pon 12:54, 07 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martina Berdych
Pomocnik
Dołączył: 27 Maj 2008
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany: Wto 0:48, 08 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Oto obiecany ciąg dalszy...
Miłego czytania....
2008 (maj)
Patrzyłam na dziecięce łóżeczko przede mną…
Leżał w nim mały chłopczyk. Teraz spał i wyglądał słodko, ale wystarczyło że otworzył oczka, a już było wiadomo czyim jest synem…
Moim i… Miszy!
Był owocem szalonej nocy z przed roku. Wtedy nawet przez chwilkę nie myślałam, że wszystko mi się w życiu tak skomplikuje. Byłam szczęśliwa z Cesciem i reszta nie miała znaczenia. Przyjął moją inność i nie przejmował się tym. Bał się tylko o mnie, kiedy ruszałam na łowy. “Tylko wróć do mnie, kochanie.” Prosił mnie, kiedy wychodziłam. “A gdzie miałabym iść?” Śmiałam się. “Nie wiem, może jakieś monstrum mi cię uwiedzie i co wtedy?” Przytulał mnie do siebie. Z biegiem czasu uczyłam go tego z czym miałam do czynienia od małego i co było dla mnie codziennością, a dla niego nowością. Na początku był przerażony, ale zaczynał się do wszystkiego przyzwyczajać. A co z Fernando? Nie mogłam sobie znaleźć lepszego przyjaciela od niego. Zwłaszcza że moje życie w którymś momencie stanęło na głowie…
Któregoś dnia obudziłam się w fatalnym stanie. Czułam się niedobrze i wymiotowałam aż do południa. “Pewnie zjadłaś coś nieświeżego, kochanie. Przebiedzisz dziś się na lekkim jedzonku i tyle.” Uznał Cesc, podając mi ręcznik, kiedy wisiałam na klopiku. “Nie zjadłam nic nieświeżego, tylko jestem w ciąży, kretynie.” Warczałam, nie wiedzieć czemu. “Jak to? W ciąży?” Oniemiał. “To proste, no chyba że trzeba ci to tłumaczyć. Ale chyba nie, co noc mi pokazujesz, że nie jesteś w ciemię bity.” Byłam złośliwa. “Soledad, przestań. Nic przecież nie zrobiłem.” Cesc zmarszczył brwi. “Wiem i przepraszam, skarbie. Ja chyba wiem, dlaczego taka jestem. Dziecko we mnie powoduje, że jestem zła. Czyli wiem też kto jest ojcem.” Usiadłam na ziemi. “To niemożliwe, żebyś wiedziała. Ok., to było głupie co powiedziałem. Chyba ja nim nie jestem, co?” Posmutniał. “A jak myślisz, karakańcu? No jasne, że nie. Misza nim jest.” Zaśmiałam się, wstając. “Wiem że to nie ty mówisz, więc nie słyszałem tego. Trzeba znaleźć Ballacka i mu powiedzieć.” Cesc nie reagował na moje zaczepki. “Nie musimy szukać. Jego pomiot dobrze wie, gdzie on jest. Idziemy.” Złapałam go za koszulkę. Popchnęłam go przed siebie. Nic nie powiedział, tylko się na nie spojrzał. Było w jego oczach tyle smutku. “O cholera! I co my teraz zrobimy?” To były pierwsze słowa Miszy. “Użyj, debilu, resztki rozumu. Urodzę je, a potem rób z nim co chcesz. Nie zależy mi na nim.” Roześmiałam się demonicznie. Nie byłam sobą, o nie. “Zamknij się, młody i nie kieruj matki słowami, bo sobie pogadamy jak tylko pokażesz się na tym świecie.” Misza powiedział wprost do mojego brzucha. Miał spore doświadczenie z takim dzieckiem, nawet kiedy to jeszcze było wielkości pestki, w moim brzuchu. Louis, jego najstarszy syn, był podobny, ale na pewno nie tak zły jak ten. Pomogło bez pudła, bo już żałowałam swoich słów. “Musimy to na razie ukryć. Rodziny nie mogą się o niczym dowiedzieć.” Szybko usiadłam na krześle, które mi podsunął przestraszony Cesc. “A dlaczego nie mogą? Przecież to nowy członek rodziny i trzeba się cieszyć.” Zdziwił się, siadając koło mnie. “My nie nie jesteśmy normalnymi rodzinami. Mamy pewne zwyczaje, które niekoniecznie nadążają z duchem czasu. A poza tym to będzie dla nich świetny pretekst żeby nas zmusić do ślubu. O niczym bardziej nie marzą jak o połączeniu się w jeden ród, bez względu na wszystko.” Wyjaśniłam mu, starając się nie płakać. “Hej, będzie dobrze, aniele. Oficjalnie to Cesc będzie ojcem. Ważne, że wiem jak jest na serio i to mi wystarcza. Wow, znowu będę ojcem.” Tym razem już był jak każdy facet, który cieszy się, że będzie miał dziecko. Pogłaskał mnie po brzuchu. Popatrzył się na mnie tak czułym wzrokiem, że serce mi się ścisnęło z bólu. Rzuciłam mu się na szyję i wtuliłam się w jego ramiona. “Będziesz musiał mi pomóc. Ten mały na pewno od samego początku będzie diabłem wcielonym, a my musimy go nakierować na ludzi.” Westchnęłam ciężko. Nagle zobaczyłam w progu Louisa. Miał bardzo lisi wyraz twarzy. Odwrócił się i pobiegł. Słychać było tylko tupot jego małych stópek. Misza natychmiast z nim ruszył. Na wszelki wypadek zrobiłam to samo. Cesc tez pobiegł za nami, nadal. w szoku. “Chodź tu do mnie synku!” Misza złapał syna w ostatniej chwili. “Stało się coś, tato?” Louis udawał małego, grzecznego chłopca. “Nie rób ze mnie kretyna, młody, bo słabo ci to wychodzi. Nie szedłeś chyba opowiedzieć mamie wszystko co usłyszałeś , co?” Ojciec posadził sobie go na kolanach. “Rzeczywiście, ciebie nie da się wrobić. Powiedz mi, dlaczego bym nie miał powiedzieć mamie, że dorobiłeś jej rogi z tą szmatą, co? I na dokładkę, że będziecie mieli bachora? No powiedz, dlaczego? W końcu jest moją matką.” Spojrzał się na niego tak złym wzrokiem, aż mi się zimno zrobiło. Mówił jak całkiem dorosły człowiek, a nie jeszcze siedmioletnie dziecko. Jedną z wielu rzeczy, które wyróżniały takie małe diabełki jak on, była nieprzeciętna inteligencja. Z tego co mi mówił Misza, Louis nauczył się chodzić jak miał zaledwie pięć miesięcy, a mówić, i to pełnymi zdaniami jak miał niespełna półtora roku. Doskonale radził sobie z czytaniem i pisaniem już w wieku pięciu lat. Potrafił wykorzystywać swój nieprzeciętny rozum do wielu niekoniecznie dobrych sprawek. Nigdy nie żywił do nikogo jakiś głębszych uczuć, nawet do matki czy ojca. Z tym tylko że Miszy bał się, a przynajmniej na razie. Donosił, knuł, o ile miało mu to jakoś pomóc. Nie miał żadnych skrupułów. “Oczywiście, że jej nic nie powiesz, bo wtedy sobie inaczej pogadamy, młody. Chyba nie chcesz żebym się zdenerwował, co?” Misza złapał go za policzki i lekko ścisnął. Przestraszony malec, potrząsnął głową. Szybko zeskoczył z kolan ojca i uciekł. “Jak się urodzi ten dzieciak, to już mi nie podskoczysz. Obaj cię załatwimy.” To wyczytałam z główki z tymi uroczymi blond włoskami. “Nie możemy dopuścić do tego, żeby Louis za wiele zadawał się z naszym dzieckiem. On już kombinuje jak to wykorzystać.” Wyszeptałam Miszy do ucha. Wiedziałam że razem z naszym dzieckiem stworzą parkę z piekła rodem. “Masz rację. Ale tak całkiem nie możemy ich izolować. W końcu to rodzeństwo.” Poparł mnie Misza. No i zaczęło się! Ta ciąża była bardzo trudna. Często nie byłam sobą. Nie raz uderzyłam Cesca bez powodu. Wiecznie miałam ochotę na seks. Nie przeszkadzał mi nawet duży brzuch. Musiałam się kochać i tyle. Oczywiście faktu mojego stanu nie dało się przed rodzinami ukryć. Kiedy tylko dowiedzieli się, oczywiście do Louisa, od razu zaczęli nas namawiać do ślubu. “Tak będzie najlepiej. Nie każcie nam użyć bardziej radykalnych środków.” Powiedział mój dziadek, głowa mojej rodziny, w poparciu babci Miszy. “A to że my się nie kochamy, to pies, co?! Nie wyjdę za niego!” Wrzasnęłam, rozzłoszczona. Misza milczał, z zwieszoną głową. “Czy mógłbyś, kretynie, coś powiedzieć i choć przez chwilę być facetem, a nie tylko babą z jajami w gaciach?!” Szturchnęłam go tak mocno, że spadł z krzesła. Była to akurat chwila mojego drugiego ja, kierowanego przez dziecko. “Ja tez nie chcę się z nią żenić! Kocham Simone!” Wieszczcie poparł mnie. “Czyli musimy użyć siły. Oboje dobrze znacie prawa naszych rodów. Jesteście przyszłymi ich władcami i będziecie mieli ze sobą potomstwo. Albo weźmiecie ślub, albo rzucimy na was klątwę i już nigdy nie zaznacie szczęścia.” Babcia Miszy była bardzo stanowcza. “A tak na marginesie, to ta twoja kochana Simone nie jest ci wcale taka wierna.” Dodała po chwili, chichocząc. “Zamknij się, stara wiedźmo.” Wysyczałam wściekła. No i musieliśmy się pobrać. Simone i Cesc byli totalnie załamani, ale chyba różnych powodów. Simone nie mogła się pogodzić z faktem, że Misza jej się wślizgnął z rąk. Miała wobec niego tyle planów, a one teraz spaliły na panewce. Cesc był załamany, bo mnie kochał. “Zawsze będziesz tylko ty. Ten świstek papieru nic nie znaczy.” Obiecałam mu. Ceremonia była bardzo skromna, tylko świadkowie, rodzice i ksiądz. Kiedy Misza zakładał mi na palec obrączkę, poczułam jak dziecko dość mocno mnie kopie. Wiedziało, że łączymy się na zawsze. Nie było mowy o rozwodzie, ani o udawaniu małżeństwa. Musieliśmy nim być i tyle. “Teraz kiedy już jesteście pobłogosławieni jak należy, przez nas, powiemy cos bardzo ważnego. Oboje jesteśmy już bardzo starzy i nie mamy już takiej siły jak kiedyś. Postanowiliśmy oddać wam władzę, z nadzieją pokierujecie teraz już jednym rodem jak należy. Od teraz to wy wszystkim rządzicie. Zasiądziecie na tych tronach jak tylko urodzi się dziecko. I jeszcze jedno, to małe nigdy nie może przejąć władzy po was, czy to jasne?” Mój dziadek spojrzał mi się głęboko w oczy. “Nigdy nie przejmie.” Kiwnęłam głową. “Ani jego przyrodni brat, Louis.” Dodał dziadek, patrząc tym razem na Miszę. “Na szczęście będziecie mieć jeszcze nie jedno dzieciątko, tym razem już dobre.” Moja mama pogłaskała mnie po głowie. Mój wzrok powędrował w stronę mojego męża. On też się na mnie spojrzał. Moja matka potrafiła czytać w przyszłości! Nasza poślubna noc była istnym cyrkiem. Musieliśmy spać w jednym łóżku, a jakoś nie mieliśmy na to najmniejszej ochoty. “Dobra, odwracamy się do siebie plecami. To cholerne łoże jest większe od boiska więc nie będziemy sobie przeszkadzać.” Zdecydował Misza, zły jak osa. “Masz świętą rację, mężusiu.” Warknęłam, idąc do łazienki. Kiedy wróciłam do pokoju, Misza siedział na parapecie okna i patrzył na księżyc. Był okrągły i jakoś tak złowieszczy. Bez słowa wyciągnęłam do niego rękę. Podszedł do mnie i przytulił. “Jakoś to będzie, aniele. Musimy się do wszystkiego przyzwyczaić.” Westchnął ciężko. “No , na przykład do tego że teraz nazywam się Ballack. Nawet ładnie brzmi, Soledad Ballack.” Zaśmiałam się. Najśmieszniejszy jednak był pierwszy trening kadry narodowej Niemiec. “Ty, a gdzie jest Simone? Odprawiłeś ją?” Zdziwił się Łukasz Podolski jak na nim się na nim zjawiłam. “Można tak powiedzieć. Poznaj moją żonę, Soledad.” Przedstawił mnie. “Miło mi.” Wyciągnęłam do Polaka rękę. “Mnie też jest miło.” Uścisnął ją. Nagle zobaczyłam jego całą przyszłość, jasną i szczęśliwą. Dzieci, wnuki, śmierć w bardzo podeszłym wieku. Kariera też zapowiadała się wspaniale. “Hej, chłopaki! To jest Soledad Ballack! Żona naszego Miszy!” Krzyknął kiedy weszliśmy na boisko. No i zaczęły się zbiorowe gratulacje, okrzyki. “A następny mały Ballaczek już w drodze?” Zapytał się Bastian, delikatnie głaszcząc mnie po brzuchu. “No, Soledad rodzi za kilka tygodni.” Wyjaśnił Misza, obejmując mnie. W tej chwili poczułam się jak jego autentyczna żona. Potem chłopaki skakali koło mnie, na każde moje zawołanie. “Nie, tak nie można. Jesteś w ciąży i nie możesz dźwigać.” Miro zabrał ode mnie torbę z ciuchami Miszy. Chciałam ją tylko zanieść do samochodu, ale on mnie uprzedził. “Zaraz ci przyniosę wody.” Doskoczył Mario, kiedy tylko spojrzałam na niebo, a akurat nie było tak znowu gorąco. W końcu był dopiero kwiecień. I tak w kółko. Nie musiałam nawet palcem ruszyć. Lubiłam towarzyszyć Miszy na jego treningach. Lubiłam patrzeć jak porusza się na boisku. Lubiłam go dopingować na meczach. Siedziałam wtedy z innymi WAGS. One też się mną opiekowały. Tak samo jak ciężarną dziewczyną Łukasza. Kiedy zaczął się poród, Misza był przy mnie. Niestety wszystko rozpoczęło się za wcześnie, niespodziewanie, w trakcie mega burzy, która przetoczyła się wtedy przez Londyn. Nie mogliśmy jechać do szpitala, bo było już za późno. Na szczęście były akurat u nas babka Miszy i moja matka. Pomogły mi we wszystkim. Biły pioruny jak szalone a ja rodziłam. Takiego bólu jak wtedy nie przeżyłam jeszcze nigdy, choć już nie raz byłam atakowana na przeróżne sposoby. Misza siedział przy mnie i mocno ściskał moją dłoń. “Wszystko będzie dobrze, kochanie.” Mówił do mnie czułym głosem. “Nie będzie, kretynie!” Wrzasnęłam ja wariatka i wtedy przeszył mnie potworny ból. Natychmiast straciłam przytomność. Kiedy ją odzyskałam, Misza spał w fotelu obok łóżka. Jak tylko poruszyłam się, on już się obudził. “Gdzie jest nasz syn?” Ledwo z siebie wydusiłam. “Tutaj, aniele. Zaraz ci go pokażę. Jest na serio piękny. Nawet nie myślałem, że noworodek może być tak piękny. Sama zobacz nasz mały skarbek.” Podszedł do mnie z zawiniątkiem, wyjętym z łóżeczka. “Jest cudowny. I na wskroś zły.” Trzymałam mojego synka na rękach. “Wiem, ale my go wychowamy i nie pozwolimy żeby był taki jak wszyscy przewidują. Dziękuję ci z niego kochanie.” Pocałował mnie w czoło. I wtedy mały otworzył oczy. Musiałam użyć całej silnej woli, żeby nie krzyknąć. Tak złych oczu nie widziałam u żadnego dorosłego człowieka, a co dopiero u dziecka. “Kocham cię.” Powiedziałam po chwili. Mimo strachu jaki we mnie wzbudzał, właśnie to czułam patrząc na niego.
Od tamtej chwili minęło już sporo czasu. Peter miał miesiąc i nic się w jego oczach czy zachowaniu nie zmieniło. nadal. Był zły. Za to w moich uczuciach wszystko uległo zmianie. Wreszcie do mnie dotarło kogo tak na serio kocham. Moje uczucia do Cesca były przy tym jakby przygrywką. Teraz czułam coś znacznie większego i silniejszego. A kogo kochałam ( I nadal. kocham do szaleństwa!)? Miszę naturalnie! Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Któregoś dnia czy raczej wieczoru byliśmy na łowach, jak zawsze, z tym tylko że nie były one najłatwiejsze. Od kilku miesięcy te monstra rozpracowaliśmy. Były nader silne i co najważniejsze bardzo bystre. Potrafiły przewidzieć każdy nasz ruch. Już nie raz nas nabierały. Tym razem było podobnie, z tym tylko że na nas czekały. “Uważaj, żonko, bo nie chcę cię tu stracić.” Szepnął Misza, jak szliśmy w stronę opuszczonych magazynów. “Nie martw się, dam sobie radę. Lepiej pilnuj siebie.” Zaśmiałam się, poprawiając mu nóż przy pasku. Już jak zobaczyliśmy je, wiedzieliśmy że nie będzie łatwo. Było znacznie więcej niż nas (byli ze mną moi dwaj bracia i kilku kuzynów). Zaczęła się jatka! Radziłam sobie, ale byłam krótko po porodzie i jeszcze w pełni sił. Nie zauważyłam, że tuż za moimi plecami skrada się jeden z nich. Misza to widział i… zasłonił mnie swoim ciałem! Oberwał w ramię, niebezpiecznie blisko serca. “MISZA!!!!!” Krzyknęłam, kiedy osunął się na ziemię. Popatrzył się na mnie i zamknął oczy. Nie wiem kiedy i jak, ale znaleźliśmy się w domu. Misza cały czas był nieprzytomny. “Sprowadźcie Rafę!” Krzyknęła moja matka, kiedy zobaczyła ranę. Zapomniałam chyba wspomnieć, że z domu nazywam się Nadal, a moim dość dalekim kuzynem jest Rafael Nadal. To tak na marginesie, żeby wszystko było jasne. Już wracam do meritum sprawy, że się tak wyrażę. Rafa przyjechał nad ranem, bo wcześniej się nie dało. Misza był już jedna nogą na tamtym świecie, ale nie takich ratował mój kuzynek. Był zielarzem, robił niestworzone mikstury i jego dłonie potrafiły leczyć. Wystarczyło że dotknął rany, a ona natychmiast zamykała się, czy nawet znikała jak była lekka. “Rafa, ratuj go! Ja go kocham!” Płakałam, kiedy stanął w progu. “Uspokój się, kobieto. Najpierw muszę go obejrzeć, a potem zdecyduję co dalej robić.” Przytulił mnie. Poczułam się pewniej i przestałam histeryzować. Kiedy tylko wszedł do naszej sypialni, od razu zaczął działać. “Mogę zamknąć ranę i podać coś na zbicie gorączki. Reszta leży w rękach Boga, a my musimy czekać.” Wydał wyrok, patrząc na mnie. “Zrób co możesz.” Usiadłam koło męża. “ Jeszcze jedno. Peter musi być wyniesiony. Blokuje moje działanie, mały diabeł.” Warknął do łóżeczka. Moja matka natychmiast zabrała go. “Jak to możliwe? Przecież to jego ojciec.” Popatrzyłam za nimi. “Ten dzieciak to zło wcielone i już teraz nikt i nic nie ma dla niego znaczenia. A teraz daj mi się skupić.” Poprosił, kładąc dłonie na ranie Miszy. Długo je tam trzymał. Na czole miał pot, a oczy mocno zaciśnięte. Każdy jego mięsień pracował. Rana powoli się zamykała. Kiedy wreszcie skończył, zwyczajnie upadł na ziemię, wyczerpany. “Dobra, to mamy za sobą. Czuję się jak po pięciosetówce z Rogerem na Wimbledonie. Teraz zioła. Soledad, ja sobie sam poradzę.” Trochę się zirytował, kiedy chciałam mu pomóc wstać. Bez słowa odeszłam. Był jedyną osobą na świecie, której się nie sprzeciwiałam, bez gadania. Rafa miał niesamowitą charyzmę i nikt nie potrafił mu się postawić. Urodził się zły jak Louis, ale życie i odpowiedni ludzie potrafili go zmienić. Teraz nie znałam lepszego człowieka od niego. Siedział przy mnie całą noc i czekał aż Misza się wybudzi. Stało się tak dopiero następnego dnia. Rafa nie opuszczał swojego posterunku, bacznie przyglądając się wszystkiemu. “Gdzie ja jestem?” Odezwał się nagle Misza, otwierając oczy. “W domu, kochanie, w swoim łóżku.” Od razu byłam przy nim. “Soledad. Nic ci nie jest?” Lekko się uśmiechnął. Usta miał spierzchnięte i wysuszone. “Nie, nic. Uratowałeś mnie i sam nieźle oberwałeś, ale Rafa poskładał cię.” Wyjaśniłam mu. “To dobrze że tobie nic się nie stało, kochanie.” Chciał mnie pogłaskać po policzku, ale aż zasyczał z bólu. “Nie po to cię łatałem, żebyś teraz wszystko spieprzył. Nie ruszaj się, kretynie.” Odezwał się Rafa, lekko poirytowany. “Żony też nie wolno mi dotykać? Cieszyć się że ją widzę całą i zdrową?” Odgryzł się Misza. Nie było tajemnicą, że obaj panowie nie za bardzo się lubią, z bliżej niewyjaśnionych okoliczności. “Zamknij się, debilu i daj zerknąć na ten twój cherlawy bark.” Rafa dość mocno go odwrócił. Rana wyglądała coraz lepiej. “Chyba mi jakieś zarazy tam nie włożyłeś, co?” Drażnił się z nim Misza, ale posłusznie wykonywał jego polecenia. “Soledad, skarbie, jak jeszcze raz będzie jedną nogą w grobie, to nie wzywaj mnie, tylko od razu księdza, bo ja mu już nie pomogę.” Zapowiedział Rafa, wściekły już na maxa. “Przestańcie natychmiast. Ty musisz odpoczywać, a ty na pewno przyjedziesz, bo w twojej naturze nie leży opuszczać ludzi w potrzebie, nawet jeśli jest to znienawidzony Misza Ballack. A teraz chodź, pokażę ci sypialnię, gdzie przekimasz. Zaraz wracam, kochanie.” To już powiedziałam czułym głosem, odwracając się do Miszy. “Ty dobrze wiesz, że ta rana to tylko początek. Zranił go potwór, który wsączył mu swój jad. Jeśli nie chcesz go stracić, to musisz znaleźć to coś i zabić, żeby wszystko wróciło do normy. Jak chcesz, to ci mogę pomóc. Pojadę z tobą.” Zaoferował się, kiedy byliśmy sami. ‘Wiem o tym i dzięki. Wyruszymy jeszcze w tym tygodniu. Tylko Misza nie może o tym wiedzieć.” Spojrzałam mu się głęboko w oczy. “Nie będzie. To tylko moja i Twoja tajemnica.” Zapewnił mnie. Bałam się nadchodzącej nocy u boku Miszy. Nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać. Przecież miał w sobie zło. I nie pomyliłam się! Kiedy tylko położyłam się obok niego, poczułam rękę na udzie. “Chyba już dość tego wegetowania, nie uważasz?” Wyszeptał mi do ucha, posuwając się wyżej. “Może i tak, ale ty masz odpoczywać a nie pieprzyć się, kochanie.” Zabrałam ją. “Uwierz mi, jestem w pełni sił.” Złapał mnie mocno za nadgarstek. “i tylko na tyle cię stać? No, pokaż mi co potrafisz.” We mnie tez jakby sam diabeł wstąpił. Wbił swoje usta w moje i żarłocznie zaczął mnie całować. “Ty mała dziwko. Myślisz że nie wiem jak śnisz o tym hiszpańskim diable, co?” Syczał mi do ucha, rozdzierając moją koszulkę. “A ty już sobie Simone z głowy wybiłeś, chłystku?” Nie byłam lepsza. “Liczysz się tylko ty, dziwko i to jest najgorsze. Złapał mnie za szyję i ścisnął. Ledwo złapałam powietrze, ale nadal byłam podniecona. W jakimś dzikim szale zdzieraliśmy z siebie ciuchy. Misza nie pozwolił mi nawet się ruszyć, ale mnie to się podobało, zwłaszcza że już miałam swój plan w głowie jak mu się odwdzięczyć. Przygotował swój penis do działania i wszedł we mnie tak mocno, że zabolało. Parł jak zwierze, które w tej chwili przypominał. Szybko dołączyłam do jego dzikiego tańca zmysłów. Doszliśmy do końca w tej samej chwili. “Jeśli myślisz, że to koniec, to jesteś kretynem, Ballack. Jeszcze mnie popamiętasz.” Błyskawicznie chwyciłam go za ręce, kiedy tylko doszliśmy do siebie. Dla pewności przywiązałam je do ramy łóżka. “Nie daruję ci tego, szmato!” Wrzasnął, wściekły ale i podniecony. Wstałam powoli i zaczęłam chodzić dookoła, zmysłowo pieszcząc swoje ciało. “NIc mi nie zrobisz, mężusiu.” Zaśmiałam się jakoś tak dziko. Drażniłam jego męskość, ale nie pozwoliłam mu dojść do końca. Co chwila przerywałam swoje działania. “Ciekawe jak by to było jakbym miała teraz innego obok? Jakby mnie przeleciał a ty byś nie mógł nic zrobić, kochanie. Na ten przykład Rafa.” To już doprowadziło Miszę do szaleństwa. Szarpnął tak mocno rękoma, że zwyczajnie wyrwał się z więzów, łamiąc przy tym drewniane pręty. Jego twarz była dzika i taka podniecająca. Jeszcze w życiu tak go nie pragnęłam jak w tej chwili. Rzucił się na mnie . “Nikt mi cię nie zabierze, a jak spróbuje to zabiję na miejscu.“ Warczał, ciągnąc mnie za włosy. “Właśnie takiego cię chcę. Pokarz mi jak bardzo jesteś na mnie zły, że nawet pomyślałam o Rafie. No pokarz. Mężusiu, kto tu rządzi.” Rozłożyłam ramiona, zadowolona. Nawet w takim stanie Misza nie potrafił mnie skrzywdzić. Ale upokorzyć, to już była zupełnie inna rzecz. “Na kolana, szmato i bierz się do roboty.” Rozkazał mi, siadając na brzegu łóżka. Posłusznie wykonałam polecenie. Bawiłam się jego penisem, jak jakaś gwiazda filmów dla dorosłych. Misza zamknął oczy i… wył! Ja jednak nie byłabym sobą, jakbym czegoś nie zrobiła wbrew jego woli. Lekko ugryzłam jego interes! A on zaskomlał jak mały psiaczek. Przygniótł mnie do ziemi i zacisnął ręce na mojej szyi. Miał wypisane na twarzy istne szaleństwo. Nie bałam się go tylko dalej drażniłam jego dumę, ale łonem. Odwrócił mnie tyłem i przyłożył w tyłek z całej siły w oba pośladki. Czułam jak bierze mnie w posiadanie. Złapałam się tylko fotela i poddałam się temu. Wyliśmy, warczeliśmy, skamleliśmy jak wilki na rui. Sam koniec był dzikim wrzaskiem. “Kocham cię, Michaelu Ballacku i nigdy o tym nie zapominaj. Należę tylko do ciebie.” Powiedziałam dosadnie, jak doszliśmy do siebie. “Ja też ciebie kocham. Oddałbym za ciebie życie.” Patrzył się na mnie jak wierny pies na swoją panią. Oboje zasnęliśmy, wtuleni w swoje ramiona. Kiedy tylko obudziłam się, wiedziałam już że czeka mnie najcięższa wyprawa w moim życiu. Wyprawa o życie mojego ukochanego męża.
Patrzyłam na dziecięce łóżeczko przede mną…
Właśnie Miszy zostawiałam Petera…
On wiedział co ma robić….
A ja musiałam walczyć nie tylko z siłami od Kusego ale też własnymi żądzami.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Martina Berdych dnia Wto 0:49, 08 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
kell
Forumowy kot
Dołączył: 27 Cze 2008
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z nienacka. ; P
|
Wysłany: Wto 8:13, 08 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Rafa to taki Heike?. albo Tengel Dobry?.
i dobrze,ze simone go stracila,ha!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martina Berdych
Pomocnik
Dołączył: 27 Maj 2008
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany: Wto 23:45, 08 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Tak, to był mój wzór, choć nie całkiem...
Jutro załącznik, ale w innym temacie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tusia
Ballackowa obsesja
Dołączył: 27 Lip 2006
Posty: 2298
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Terytorium Zamorskie Boolbagoorou (52 stan)
|
Wysłany: Śro 0:46, 09 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
LOL, przeczytłam to
Mam wrażenie, że ostatnio czytałaś dużo angielskojęzycznej literatury i pewnie stąd te wypowiedzi w cudzysłowie, nie?
Jak ktos pisze po polsku to poprawniej jest jednak stoswać myślniki...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martina Berdych
Pomocnik
Dołączył: 27 Maj 2008
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany: Śro 10:57, 09 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Ale ja wolę w ten sposób...
Bo zawsze tak pisałam...
A podobało się choć trochę?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Martina Berdych dnia Śro 11:01, 09 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tusia
Ballackowa obsesja
Dołączył: 27 Lip 2006
Posty: 2298
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: Terytorium Zamorskie Boolbagoorou (52 stan)
|
Wysłany: Śro 21:59, 09 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
To znaczy wiesz, ja dosyć dużo czasu poświęcam literaturze, przebywam w towarzystwie osób, które bardzo rygorystycznie oceniają takie teksty, dlatego też patrzę na to troche pod innym kątem... I takie zaniedbania pod względe artystycznym , warsztatowym, bardzo rzucają mi się w oczy.
Myślę jednak, że jeśli nie jest to coś przeznaczone na konurs literacki czy do publikacji, tylko pisane tak dla zabawy, to jest to całkiem ok.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
SariMari
Prawdziwy fan
Dołączył: 31 Maj 2007
Posty: 1885
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: niedaleko Bydgoszczy
|
Wysłany: Sob 20:49, 12 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Ale Ty masz fantazję Martina!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martina Berdych
Pomocnik
Dołączył: 27 Maj 2008
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany: Nie 13:07, 13 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Ano mam...
Juz nie długo nowe działy....
Looknijcie na moją stronkę...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|